Zwykle biegam z samego rana. Tak również stało się tym razem. Nie ma dnia, abym odpuścił sobie te kilka kilometrów szybkiego marszu. Lubię te poranne przebieżki, bo mogę w tej chwili pomyśleć nad nurtującymi mnie sprawami. Dla tych sceptyków, którzy nie wierzą w to, że niewidomy biega. Cóż mogę jedynie rzec… Czas zmienić pogląd na świat. Powiem więcej. Kiedy jeszcze widziałem, to obliczyłem ile kroków potrzeba, abym dotarł do krawężników i uchronił się przed upadkiem. Każdy poranny bieg kończę wizytą w osiedlowym sklepie, aby móc przywitać rodzinę świeżym pieczywkiem na śniadanie. Gdy już wziąłem wszystkie produkty, skierowałem się do kasy. Pani ekspedientka przeskanowała moje produkty i strzela do mnie standardową formułką: Gotówką czy kartą pan płaci? �Ja z uśmiechem, skrytym pod maseczką odpowiadam:- Jak zwykle kartą. Wyciągam kartę i przykładam ją do terminalu. Nic. Żadnego dźwięku, oznajmiającego transakcję. Odwracam ją i sytuacja się powtarza. Mówię sobie „Co jest kurczę…”. Lekko poddenerwowany zastanawiam się, w czym leży problem. Nagle ekspedientka informuje mnie:…Proszę pana, ale to nie jest karta. Ja jako, że nie widzę, to przybliżam tę kartę do twarzy i dostrzegam, że patrzę na moją gębę, która nadrukowana jest na karcie studenckiej… Złapałem chwilową zawiechę, i wyszeptałem do siebie „Cholera”. Szybko zmieniłem ją na właściwą kartę i zgadnijcie co? Poszło od razu. Gdy wyszedłem ze sklepu, to dotarło do mnie, że kobieta musiała mnie wziąć za jakiegoś niedorozwiniętego. Nie kojarzyłem jej głosu, więc to musiał być jej pierwszy dzień pracy tam. Chyba mnie zapamięta.
