Dziś słaba aura na zewnątrz, więc pomyślałem, że rozbawię Was jedną ze swoich życiowych wpadek. 😆 Mam nadzieję, że umilę Wam tą historyjką wieczór. 😇
Historia ta miała miejsce, gdy chodziłem jeszcze do technikum…
Miałem to szczęście, że po zajęciach zawodowych, które kończyły się po 17 zabierali mnie rodzice. Było to wielkie ułatwienie. Zwłaszcza zimą. ❄️ Jednak ta sytuacja miała miejsce późniejszą wiosną. Miałem ustalony system z rodzicami, że mam czekać przy podjeździe na naszym szkolnym parkingu. Wtedy oni podjeżdżali, a ja wskakiwałem szybko 🦘 do auta. Nie potrzebuję wzroku, aby rozpoznać samochód rodziców. Poznaję go po dźwięku silnika ewentualnie po krzykach, abym „dawał szybko do auta, bo korkujemy wjazd”. 😜 Tak również stało się tego popołudnia.
Czekałem przy wjeździe, bo wiedziałem, że się spóźnią. Tego dnia świeciło słońce, przez co czułem się… źle. Ponadto długi dzień nauki skutecznie przyćmił moje zmysły.
Tak czekałem i nagle słyszę wjeżdżające na podjazd auto. Więc ja niewiele myśląc biegnę w jego stronę. Podbiegam i otwieram drzwi. Dziwnym trafem mój mózg nie ogarnął, że klamka jest wyjątkowo nisko, bo nagle słyszę:
- Yyy… Hubert? Coś się stało?
- „Kurczę… to nie to auto” – pomyślałem.
- Oh. Przepraszam panią bardzo. Czekałem na rodziców i tak usłyszałem samochód i pomyślałem…
- A, no dobrze. Nic się nie stało. – odpowiedziała moja wychowawczyni
Tak. Omyłkowo prawie wlazłem swojej wychowawczyni do auta… Nie macie pojęcia, co czułem wtedy. Jestem przekonany, że w głębi duszy płakała ze śmiechu z zaistniałej sytuacji. 😂
Z perspektywy lat cieszę się, że trafiłem właśnie na samochód wychowawczyni, bo mogło się to skończyć inaczej 👮♂️📱. A tak skończyło się na mojej żenadzie i na rysie na mojej psychice. 😅
Życzę Wam miłego wieczoru i uważajcie! Nigdy niewiadomo, kto wsiądzie do Waszego auta. 😊
