Dziś długo zastanawiałem się, o czym mógłbym napisać tekst. Zdenerwowany swoim brakiem weny twórczej poszedłem, aby zasięgnąć rady u jedynej właściwej osoby – mojej mamy. 💝 Mama, jak to mama. Nie potrzebowała minuty, aby podać mi „na talerzu” temat, który otworzył tą magiczną szafkę w moim umyśle, wydostając wszystkie wspomnienia z głowy.
Ten enigmatyczny tytuł to nie przypadek ani chwytliwy „clickbait”. Mianem akwarium został nazwany oddział onkologii dziecięcej, gdzie dostawałem chemioterapię jako niespełna 7-letni chłopiec.
Nie będę oszukiwał, że pamiętam wszystko. Są to raczej niektóre sytuacje. Jedną z nich przytoczę tutaj.
Pamiętam, że oddział ten był oddzielony szybami, które ciągnęły się całym, długim korytarzem. Zdawały się nie mieć końca. Te wszystkie sale, w których leżeli pacjenci. Te ściany pomalowane na bajkowe krajobrazy. Pamiętam, że bałem się chodzić na koniec tego oddziału, bo mieściły się tam izolatki dla szczególnych przypadków onkologicznych. Mam przed oczami sytuację, gdy jako mały chłopiec żegnałem się z tatą, który musiał jechać do pracy. Mimo że byłem wtedy z mamą, to te pożegnanie zapadło mi w umyśle. Gdy wróciłem tam po 8 latach w 2014 roku i dotknąłem tej szyby, to poczułem dreszcze na całym ciele. Inaczej pamiętałem ten oddział sprzed tych kilku lat. Wydawał mi się o wiele większy. Może straszniejszy? Tak też działa wyobraźnia dziecka.
Nie ukrywam, że nie był to łatwy czas. Pomimo tego, że byłem jeszcze dzieckiem to rozumiałem, że było coś nie tak. Nie chcę myśleć, co czuli wtedy moi rodzice. Ta świadomość, że ich dziecko jest śmiertelnie chore… Jedyne co mi zostaje, to być im wdzięczny za to, co mi zrobili. Zawsze mnie wspierali. Nigdy im się za to nie odwdzięczę. Kocham ich całym sercem.
Moi drodzy, cieszmy się ze zdrowia. Chwytajmy życie garściami.
Ps. Postanowiłem, że co jakiś czas będę pisał historie, gdzie zamieszczę opowiadanie o swoim szpitalnym życiu.
Pozdrawiam,
H.
oczaminiewidomego #jakzostałemdzieckiemakwarium #blog #szpital
